Z ostatniej chwili


Nie trać głowy na rowerze
Informacja prasowa 10.06.2022

Nie trać głowy na rowerze



Sezon rowerowy w pełni. Wraz z nadejściem ciepłych dni ochoczo przesiedliśmy się na rowery i hulajnogi. Tymczasem lekarze alarmują - najcięższe przypadki osób po wypadkach na rowerze czy hulajnodze, trafiające na szpitalne oddziały, to te, które jechały bez kasku.

Dlatego lekarze apelują o rozwagę podczas letnich aktywności. Absolutną podstawą jest przestrzeganie przepisów o ruchu drogowym, używanie kasków i ochraniaczy, które mogą nam uratować zdrowie, a nawet i życie. — Codziennie na SOR przyjmujemy 5-10 rowerzystów i użytkowników hulajnóg z różnymi obrażeniami, dominującymi są głównie obrażenia kończyn, ale także głowy i twarzy. Te obrażenia tak naprawdę dotyczą tylko tych osób, które jeżdżą bez kasku – mówi dr Janusz Sokołowski, kierownik SOR w Uniwersyteckim Szpitalu Klinicznym we Wrocławiu.
— To obrażenia bardzo różne. Począwszy od otarć naskórka, po poważniejsze, jak wybicie zębów, złamania kości twarzoczaszki, co wymaga interwencji chirurga szczękowego, po rozerwania podniebienia, warg i te najcięższe dotyczące uszkodzenia środkowego układu nerwowego wymagające nawet interwencji neurochirurgicznej – wylicza.
Podczas jazdy jeździmy skoncentrowani, z bezpieczną prędkością, cały czas obserwując nawierzchnię i otoczenie. Nie zakładajmy na uszy słuchawek i nie korzystajmy ze smartfonów rozpraszających naszą uwagę.

Jazda w kasku nie boli



Prawidłowo założony i zapięty kask pochłania do 70 proc. energii kinetycznej uderzenia. Może to zapobiec wielu tragediom. — Pamiętam sytuacje z zawodów rowerowych, kiedy następowały upadki przy naprawdę dużych prędkościach, kończące się często pęknięciem kasku, ale nie były one w ogóle związane z obrażeniami ośrodkowego układu nerwowego, kask spełnił tu bowiem swoją ochronną rolę, przyjmując na siebie całą energię uderzenia – dodaje.
Lekarze przypominają, że jazda na hulajnodze elektrycznej bez kasku jest tak samo niebezpieczna, jak jazda na rowerze bez ochrony głowy.
— Obrażenia związane z wypadkami na hulajnogach najczęściej dotyczą osób będących pod wpływem alkoholu lub jeżdżących po 2-3 osoby na jednej hulajnodze. Najczęściej są to osoby młode do 25 roku życia – mówi kierownik SOR.


Co zrobić, jeżeli już ulegniemy wypadkowi na rowerze bądź hulajnodze?



— Po upadku, jeżeli obserwujemy u siebie niepokojące objawy takie, jak narastający ból głowy, wymioty, niepamięć tego co się stało, pilnie zgłośmy się do szpitala. Jeżeli mamy większe otarcia naskórka, rany te również trzeba zdezynfekować, a jeżeli przekroczyliśmy próg ważności szczepienia przeciw tężcowi również powinniśmy zgłosić się do lekarza celem oceny ryzyka i zastosowania odpowiedniej profilaktyki. Osobom dorosłym zalecane są dawki przypominające szczepionki, co 10 lat – dodaje. dr Sokołowski.


 
Łąki kwietne zmorą alergików

Łąki kwietne zmorą alergików



Tegoroczne obchody Światowego Tygodnia Alergii wypadają w okresie 5-11 czerwca. Z tej okazji eksperci podkreślają wzrost liczby alergii w ostatnich dekadach. Pediatra i alergolog dr Ewa Willak-Janc z Kliniki Pediatrii, Alergologii i Kardiologii Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego we Wrocławiu oraz dolnośląski konsultant w dziedzinie pediatrii zwraca uwagę na to, że wracają uczulenia, które wcześniej niemal zupełnie zniknęły, zwłaszcza w miastach.

– Powracają alergie, które przed laty praktycznie zostały wyeliminowane wśród mieszkańców miast – mówi dr Ewa Willak-Janc. – To uczulenia na niektóre gatunki traw, głównie tymotkę oraz pyłki brzozy. Pierwsze z nich wiążą się z modą na niekoszenie trawników. Łąki kwietne, które dzięki temu powstają, wyglądają wprawdzie pięknie, ale dla alergików to zmora. Silnym alergenem są także brzozy. Te ładne drzewa przeżywają ostatnio renesans, są chętnie sadzone nawet w przydomowych ogródkach. Efekty są widoczne w gabinetach alergologów. Na szczęście lekarze alergolodzy mają coraz bardziej skuteczne narzędzia do walki z alergiami ( leczenie farmakologiczne, immunoterapia alergenowa, czyli odczulanie). Niewątpliwie też w ostatnich latach wzrosła świadomość społeczna na temat alergii. Obecnie rzadko trafiają się sytuacje, gdy dziecko ma katar przez pół roku, a rodzice są zdania, że taka przypadłość to norma w jego wieku i czekają, aż samo przejdzie. Szukają pomocy alergologa szybciej niż jeszcze kilka lat temu, co jest pozytywne.

 
USK składa konkretną propozycję samorządowi strzelińskiemu w sprawie szpitala w Strzelinie

USK składa konkretną propozycję samorządowi strzelińskiemu w sprawie szpitala w Strzelinie



      Dzisiaj, tj. 9 czerwca br. doszło do spotkania dyrekcji Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego we Wrocławiu z przedstawicielkami władz miasta i powiatu strzelińskiego. Wzięli w nim udział m.in.: dyrektor USK dr Jakub Berezowski, Starosta Powiatu Strzelińskiego Anna Horodyska i Burmistrz Miasta i Gminy Strzelin Dorota Pawnuk.

      Głównym tematem rozmów była obecna sytuacja oraz przyszłość oddziału ginekologiczno-położniczego i neonatologicznego szpitala w Strzelinie, który jest częścią USK we Wrocławiu.

Jak powiedział dyrektor USK dr Jakub Berezowski: Zarząd USK analizując sytuację oddziału, bierze pod uwagę nie tylko kwestie ekonomiczne, ale także względy społeczne, a zwłaszcza potrzeby mieszkańców powiatu strzelińskiego i proponuje stałą współpracę z samorządem gminnym i powiatowym. Korzystając z doświadczeń większości samorządów w Polsce, chcących zapewnić dostęp do świadczeń swoich mieszkańców do opieki medycznej na wysokim poziomie, proponuję współfinansowanie przez samorząd strzeliński funkcjonowania działalności oddziału ginekologiczno-położniczego i neonatologicznego szpitala w Strzelinie. Współfinansowanie miałoby dotyczyć jedynie tych obszarów, które są nierentowne. Zostały także omówione dwie inne propozycje tj. przejęcie przez samorząd gminny szpitala oraz nowe propozycje funkcjonowania obecnie istniejącej placówki w Strzelinie.
 
Specjaliści z całego świata w sojuszu w walce z sepsą

Specjaliści z całego świata w sojuszu w walce z sepsą



Światowe autorytety w dziedzinie diagnostyki i leczenia sepsy wezmą udział w XXXIII Konferencji „Postępy w Anestezjologii i Intensywnej Terapii” połączonej z IV Polskim Kongresem „Pokonać Sepsę”. To ważne medyczne wydarzenie organizowane jest 9-11 czerwca br. we Wrocławiu przez Katedrę i Klinikę Anestezjologii i Intensywnej Terapii Uniwersytetu Medycznego we Wrocławiu oraz Stowarzyszenie na Rzecz Badania i Leczenia Sepsy „Pokonać Sepsę” pod honorowym patronatem rektora UMW, prezesa Dolnośląskiej Izby Lekarskiej i Prezydenta Wrocławia. Obrady poświęcone będą głównie innowacjom w anestezjologii i intensywnej terapii, a także m.in. konsekwencjom sepsy, która – jak podkreślają organizatorzy – jest najgroźniejszym wykładnikiem pandemii COVID-19.

     Na sepsę, czyli uogólnioną reakcję organizmu na zakażenie, każdego roku umiera na świecie więcej osób niż z powodu chorób kardiologicznych i wypadków komunikacyjnych razem wziętych. Według aktualnej publikacji w czasopiśmie „Lancet” z powodu sepsy w 2017 roku zmarło 11 mln przypadków, co stanowi 19,7 proc. wszystkich zgonów. Jednak tylko w niewielu krajach prowadzi się szczegółowe rejestry sepsy, więc liczba ta może być niedoszacowana. Niestety, dotyczy to także Polski, gdzie nie każdy przypadek sepsy jest prawidłowo rozpoznany, nie mówiąc już o jego udokumentowaniu. Problemem – często dosłownie na wagę życia – pozostaje prawidłowe postępowanie medyczne, konieczne do uratowania chorego.

Konieczna szybka reakcja

– Gdy sepsa zaczyna się już rozwijać, mamy niezwykle mało czasu, by podjąć skuteczne działania terapeutyczne – mówi prof. Waldemar Goździk, kierownik Katedry i Kliniki Anestezjologii i Intensywnej Terapii Uniwersytetu Medycznego we Wrocławiu, który wspólnie z prof. Andrzejem Küblerem kieruje komitetem naukowym i organizacyjnym kongresu. – Najlepiej, jeśli zespół leczący podejmie interwencje terapeutyczne w ciągu jednej godziny od pojawienia się pierwszych objawów. W praktyce jest to możliwe najczęściej na oddziałach intensywnej terapii, choć można wypracować procedury odpowiedniej interwencji także na innych oddziałach. W Uniwersyteckim Szpitalu Klinicznym (USK) we Wrocławiu mamy Zespół Szybkiego Reagowania (ZSR), który dociera do pacjentów ze wszystkich klinik i interweniuje na miejscu. W jego skład wchodzą specjaliści anestezjologii i intensywnej terapii.
     Prof. Goździk podkreśla dużą świadomość personelu USK na temat sepsy, co ułatwia działanie ZSR. Telefony z informacją „chyba mamy sepsę na oddziale” zwykle się potwierdzają, dzięki czemu pacjent może szybko otrzymać pomoc i ma szansę na przeżycie. Jednak ogólnie ze świadomością sepsy w Polsce, nawet w środowisku medycznym, nie jest najlepiej. Wciąż pokutują mity na jej temat (np. że rozwija się z brudu), stosuje się niewłaściwą definicję (np. ograniczając rozumienie sepsy do zapalenia opon mózgowych), brakuje wiedzy na temat postępowania w razie wystąpienia sepsy, a także zasad jej zapobiegania. Wciąż zbyt często sepsę rozpoznaje się dopiero na oddziale intensywnej terapii, gdy jest już zaawansowana i trudniejsza do leczenia. Z tego powodu śmiertelność w sepsie pozostaje na wysokim poziomie – co drugi chory umiera, gdy sepsa wikłana jest wstrząsem. Upowszechnianiu najnowszych informacji na ten temat oraz zmieniających się wytycznych służą właśnie organizowane we Wrocławiu kongresy. Zapraszani są na nie specjaliści medycyny zabiegowej i niezabiegowej, podstawowych nauk medycznych, ale także nauk pozamedycznych, pielęgniarki czy ratownicy medyczni, bo i oni mają swój udział w ratowaniu chorych z sepsą. A takich pacjentów jest coraz więcej.
     Jak wskazuje stowarzyszenie „Pokonać Sepsę”, liczba przypadków sepsy rośnie z kilku powodów. Jednym z nich jest fakt, że we współczesnych społeczeństwach jest coraz więcej osób z upośledzeniem funkcji układu odpornościowego. Rośnie liczba pacjentów poddanych inwazyjnym zabiegom zarówno w wieku bardzo młodym, jak i bardzo zaawansowanym, rośnie liczba chorych ze schorzeniami przewlekłymi, wzrasta odsetek populacji w wieku podeszłym. Dodatkowym powodem jest dramatyczny wzrost oporność bakterii na antybiotyki.
     Jednym z gości tegorocznego kongresu jest prof. Mervyn Singer z University College London, współtwórca aktualnej definicji sepsy, która jest podstawą jej rozpoznania. Zaproszenie przyjął także prof. Craig M Coopersmith z Atlanty współautor aktualnych wytycznych postępowania w sepsie. W środowisku specjalistów oczekiwane są kolejne zmiany zarówno definicji, jak i wytycznych. – We wczesnej diagnostyce sepsy nadal jesteśmy bezradni, a jest to kwestia kluczowa, bo gdy zaczyna się rozwijać, pozostaje bardzo niewiele czasu – mówi prof. Waldemar Goździk. – Obecnie bazujemy na trzech parametrach: zaburzenie stanu świadomości, hiperwentylacja i spadek ciśnienia tętniczego krwi. Szukamy kolejnych wskaźników, dzięki którym szybkie rozpoznanie sepsy będzie możliwe.

Sepsa a COVID-19

     „Nie zmarł na koronawirusa tylko na sepsę” – tego rodzaju informacje pojawiały się w mediach podczas pandemii COVID-19, a padały nawet z ust reprezentantów środowiska medycznego. Eksperci zwracali uwagę na absurdalność takich stwierdzeń, które świadczą o niedostatku wiedzy medycznej i niezrozumieniu, czym jest zakażenie, a czym jego następstwa.
– Sepsa to niekontrolowana reakcja organizmu na czynnik zakaźny. Każdy, a więc także zakażenie koronawirusem SARS-CoV-2 – tłumaczy prof. Waldemar Goździk. – Organizm reaguje na zakażenie w określony sposób, ale gdy reakcja jest nasilona, zaczyna niszczyć własne tkanki. Dochodzi wówczas do niewydolności narządowej. W przypadku ciężkiej postaci COVID-19 jest to najczęściej niewydolność układu oddechowego, ale nie tylko. Koronawirus uszkadza komórki śródbłonka naczyniowego, co może powodować niewydolność serca, nerek i innych narządów. A to już typowa sepsa.
     Podczas pandemii prezes Stowarzyszenia na Rzecz Badania i Leczenia Sepsy „Pokonać Sepsę” prof. Andrzej Kübler, w ramach przeciwdziałania dezinformacji propagował stanowisko międzynarodowej organizacji Globalnego Sojuszu ds. Sepsy (Global Sepsis Alliance-GSA), przypominając o podstawowych definicjach związanych z zakażeniami i sepsą:
„Sepsa jest zespołem zagrażających życiu objawów niewydolności narządów wywołanym rozregulowaną reakcją organizmu na zakażenie. Każde zakażenie, także wirusowe. Jak wynika z doświadczeń epidemii COVID-19 w Chinach, 26 proc. zakażonych leczonych było w oddziałach intensywnej terapii (OIT). U 60 proc. z nich wystąpiły objawy niewydolności narządowej a u 31proc. objawy wstrząsu. Zmarło 4 proc. leczonych pacjentów. Pacjenci leczeni na OIT z zagrażającą życiu niewydolnością narządową z powodu koronawirusa mieli objawy sepsy i zmarli wśród objawów sepsy”.
– Nie można przeciwstawiać dwu różnych określeń: pochodzenia infekcji („zakażenie wirusowe”) i następstw klinicznych tego zakażenia („sepsa”) – podkreślał prof. Andrzej Kübler. – Zostało to jednak w sposób błędny rozgłoszone w polskich mediach – „nie zmarł na koronawirusa tylko na sepsę”. Jest to niezgodne z podstawowymi pojęciami medycyny zakażeń, których od lat uczymy studentów zawodów medycznych.

Wyzwaniem profilaktyka

     Co można zrobić, by zapobiegać sepsie? To ważne pytanie w sytuacji, gdy leczenie sepsy jest mało skuteczne, głównie z powodu zbyt późnego rozpoznania. Nie ma na nie prostych odpowiedzi.
– Np. w szpitalu sepsę może wywołać szereg czynników związanych z samą terapią – zauważa prof. Goździk. – Cewniki naczyniowe, rurki intubacyjne, wentylacja mechaniczna, itp. to potencjalne źródła zakażenia. Nacisk na profilaktykę jest trudny w praktycznej realizacji w naszych warunkach, bo po prostu brakuje personelu. Z tego powodu zmorą w polskich szpitalach pozostają np. zakażenia związane z wentylacją mechaniczną.
     Jednak sepsa może się rozwinąć wszędzie, także w domu. Dlatego jest tak ważne, by była częściej niż obecnie rozpoznawana nie tylko na oddziałach intensywnej terapii, ale też w obszarze pomocy przedszpitalnej, w oddziałach ratunkowych i wszędzie tam, gdzie pacjent ma kontakt z lekarzem.

 
Do domu z nowym sercem albo…. małą pompą

Do domu z nowym sercem albo…. małą pompą



57 transplantacji serca i 15 wszczepionych przenośnych pomp wspomagających pracę tego narządu – to bilans Instytutu Chorób Serca Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego we Wrocławiu od rozpoczęcia programu przeszczepiania serca w lutym ub. r. do pierwszych dni czerwca br. USK pozostaje jedynym ośrodkiem w regionie, gdzie można przeprowadzać obie procedury. Najnowszej generacji pompy HeartMate III, z którymi pacjent może po prostu iść do domu i przez dłuższy czas normalnie żyć, w Polsce mają prawo implantować jedynie ośrodki przeszczepowe.
Urządzenia te są traktowane jako pomost do transplantacji serca i mają na celu umożliwić choremu dotrwanie w co najmniej zadowalającej kondycji fizycznej do docelowego zabiegu. Uzupełnienie programu transplantacji o nowe metody wspomagania mechanicznego pozwala USK zabezpieczyć potrzeby najciężej chorych kardiologicznie z całego Dolnego Śląska, a nawet najbliższych Wrocławia ośrodków kardiologicznych położonych poza granicą województwa.

Rozwój technologii medycznych oraz wprowadzenie nowych leków w ostatnich latach poprawiły możliwości leczenia chorych z ciężką niewydolnością serca. Choć nadal ratunkiem dla części z nich pozostaje transplantacja serca, to w wybranych przypadkach zastosowanie znajdują urządzenia do mechanicznego wspomagania jego pracy. Te możliwości wykorzystuje się zwłaszcza w sytuacjach, gdy z różnych powodów nie ma szansy na szybkie przeszczepienie: brakuje odpowiedniego dawcy albo u samego chorego występują przeciwskazania. Stosowane od wielu lat urządzenia do mechanicznego wspomagania pracy serca (m.in. ECMO) pozwalają wprawdzie choremu bezpiecznie przeczekać najgorszy czas, ale musi on pozostawać pod intensywnym nadzorem w szpitalu, kiedy jest do nich podłączony. Pojawienie się małych, implantowalnych pomp z tytanu zmieniło w istotny sposób jakość życia pacjentów czekających na transplantację.

Pomost do przeszczepienia



– Pompy HeartMate III, które zaczęliśmy wszczepiać jesienią ubiegłego roku, mają dla pacjenta tę zaletę, że pozwalają mu opuścić szpital w krótkim czasie po zabiegu, czasem już po tygodniu – tłumaczy prof. Michał Zakliczyński z Pododdziału Transplantacji Serca i Mechanicznego Wspomagania Krążenia Instytutu Chorób Serca USK. – Po zabiegu i kilkudniowej rehabilitacji pacjent może po prostu iść do domu, podejmować aktywność, a przede wszystkim być samodzielnym i niezależnym od pomocy innych. Urządzenia są niewielkie, podczas operacji umieszczamy je w pobliżu koniuszka lewej komory serca. Pompa zastępuje czynność niewydolnej komory. Zasilana jest bateriami, poprzez przewody wyprowadzone na zewnątrz, łatwe do ukrycia pod ubraniem. Jedyne, o czym pacjent musi pamiętać, to troska o przewód zasilający (tzw. linię życia) i ładowanie baterii.
– Każda z dwóch baterii w urządzeniu wystarcza na 17 godzin – mówi Jakub Jankowski, koordynator programu wspomagania mechanicznego Instytutu Chorób Serca USK. – Niezależnie od aktywności pacjenta, spokojnie może zapewnić zasilanie swojej pompy w normalnych warunkach. Producent ostatniego modelu pompy zmienił konstrukcję urządzenia, eliminując wady poprzednich typów. Technologia jest niesamowita. Wirnik pompy obraca się z prędkością do 9 tysięcy obrotów na minutę, zapewniając przepływ krwi do 10 l na minutę.
Urządzenia przewidziane są do wieloletniej pracy, ale o tym, jak długo będą wspomagać chore serce, decydują także regulacje prawne. W niektórych krajach pompy wszczepialne mogą być stosowane jako terapia docelowa. Chory otrzymuje wówczas urządzenie nie tylko jako pomost do transplantacji, ale zamiast tego zabiegu. W innych – jak w Polsce i Wielkiej Brytanii – metoda dopuszczona jest u tych chorych, którzy zostali już zakwalifikowani do przeszczepu, ale z jakichś powodów nie mogą go otrzymać. Najczęściej wiąże się to z na tyle złym stanem biologicznym organizmu, że istnieje ryzyko niepowodzenia transplantacji. Inny częsty powód wszczepiania pompy to małe prawdopodobieństwo znalezienia odpowiedniego dawcy. Tak bywa np. w przypadku pacjentów o dużej wadze, dla których na narząd o odpowiedniej wielkości czasami czeka się bardzo długo. Istnieje realne ryzyko, że pacjent go nie doczeka. Wtedy ratuje go pompa. Co więcej, czasem na skutek jej zastosowania stan chorego tak dalece się poprawia, że pojawia się szansa na uniknięcie transplantacji.


Tylko nie popływają



Jednym z zadań Jakuba Jankowskiego jako koordynatora programu jest kontakt z pacjentami. Spotyka się z różnymi reakcjami.
– Po wszczepieniu pompy pacjenci zazwyczaj od razu czują poprawę, często spektakularną – mówi koordynator. – Zdarzyło się już, że pacjent wcześniej czekający z niecierpliwością na transplantację, po implantacji HeartMate III nie chciał już o niej słyszeć. Bo po co przechodzić trudny, obciążający zabieg, z koniecznością stosowania immunosupresji do końca życia, skoro małe urządzenie w sercu pozwala mu żyć praktycznie bez ograniczeń? Pomijając sporty ekstremalne, pacjent z pompą może w zasadzie wszystko, poza kąpielą w otwartych wodach z powodu zasilania. Kąpiel pod prysznicem jest możliwa, dzięki wodoszczelnej torebce, w której umieszczone są baterie. Na drugim biegunie mamy pacjentów, którzy są wręcz niezadowoleni, kiedy oferuje się im pompę, o której wcześniej nie słyszeli, za to nastawieni byli od dawna na nowe serce. Trzeba im dokładnie wytłumaczyć, na czym to polega i że w danej sytuacji jest to dla nich najlepsze, jeśli nie jedyne wyjście.
Chorzy są również informowani o profilu powikłań, jaki jest związany z każdą alternatywą terapeutyczną. Często to właśnie wysokie ryzyko działań niepożądanych decyduje o wyborze sposobu leczenia – w przypadku transplantacji musimy się liczyć ze skutkami wieloletniego osłabiania układu odporności przez leki immunosupresyjne, które dodatkowo niepozbawione są własnych działań ubocznych, a w przypadku pomp – koniecznością stosowania silnych leków przeciwkrzepliwych, które zmniejszają ryzyko udaru niedokrwiennego, ale zwiększają prawdopodobieństwo krwawienia. Niekiedy możliwość samodzielnej opieki nad ujściem linii zasilającej, w taki sposób żeby nie doszło do jego zainfekowania, w sposób oczywisty dla samego chorego przekracza jego możliwości. Dlatego pierwszy instruktaż dotyczący obsługi pompy, obejmujący podstawowe czynności manualne związane z wymianą baterii, sterownika i opatrunków, odbywa się przed wszczepieniem i jest elementem kwalifikacji. Ostatecznie, pacjent musi wyrazić świadomą zgodę na każdy rodzaj zabiegu, jaki proponują mu specjaliści. Nikt nikomu nie przeszczepi serca ani nie zaimplementuje pompy wbrew jego woli.
– My jednak zawsze proponujemy pacjentowi to, co jest dla niego najlepsze – podkreśla prof. Michał Zakliczyński. – O tym, czy jest to transplantacja, czy mechaniczne wspomaganie pracy serca, decydują względy medyczne w konkretnych okolicznościach. W leczeniu ciężkiej niewydolności serca metodą z wyboru nadal pozostaje transplantacja.


 
<< Początek < Poprzednia 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 Następna > Ostatnie >>

Strona 21 z 113

Shock Team

Internetowe Konto Pacjenta

Wyniki Laboratoryjne

Portal Pacjenta

Odwołanie wizyty

1.jpg

Sieć kardiologiczna

1.jpg

Dobry Posiłek

logo.jpg

Konsultacje anestezjologiczne

konsultacje.jpg

Wykrywanie wad rozwojowych

UCCR.jpg

Centrum Robotyki

centrum_robotyki.jpg

Badanie opinii pacjentów

nowe.jpg

Studenci materiały szkoleniowe

nowe.jpg

Wolontariusze materiały szkoleniowe

kopia.jpg

Medycyna Nuklearna

 

Unicef

Informacja dla obywateli Ukrainy



USK pomaga Ukrainie



PICT_6251.jpg